niedziela, 15 grudnia 2013

dokończenie

                           Dużo ludzi... - Pomyślał Draco, wchodząc na salę balową. Rozglądał się za jakimiś dziećmi, które zgodnie z zaleceniami Ministra miał wyprowadzić z pomieszczenia. Z tego co widział, jasno wynikało, że rodzice raczej pozostawiali bachory w domu. I dobrze, bo jak by to wyglądało, gdyby  wyprowadzał bandę dzieciaków na zewnątrz? Zostało jeszcze 10 minut... Ciekawe ile osób się zjawi... Ciekawe, czy się nie wycofają. Co za głupcy, myślą, że wygrają z wyszkolonymi czarodziejami, aurorami i wszystkimi innymi, którzy są obecni na sali? Tak... Draco miał ich za kompletnych idiotów. Kto o zdrowych zmysłach, decyduje się na zamach Ministerstwa, mając do dyspozycji tylko garstkę ludzi? Tik, tak... Przez wielkie drzwi wszedł Owen. Pierdoła. Był cały czerwony na twarzy, widać było po nim zdenerwowanie. Malfoy przyglądał mu się uważnie. Czarodziej podszedł do stołu z jedzeniem, stały pod każdą ścianą. Ludzie tańczyli, dobrze się bawiąc i nie zwracając uwagi na zdezorientowanego Owena. Nagle, coś innego przykuło jego uwagę. Dziewczyna w czerwonej sukience... Miała chyba podobną ubraną  już kiedyś... Hermiona. Jak na siebie, wyglądała całkiem okej... Rozejrzała się niespokojnie, a kiedy napotkała spojrzenie Dracona, szybko spuściła wzrok.
- Wybiła godzina zero. - Krzyknął Owen, wyciągając różdżkę w górę. Cała sala spojrzała się na niego. Każdy po kolei wpadł w śmiech. Malfoyowi nawet zrobiło się go żal. Facet chciał zabłysnąć, co poradzić...  Poważną minę miał tylko Minister, Potter i Granger. Oni wiedzieli co zaraz nastąpi.
- Wybiła godzina zero! - Powtórzył Malfoy, robiąc krok w kierunku środka. Niektórzy zebrani jeszcze bardziej zaczęli się śmiać, a nieliczni potraktowali Dracona poważnie. Chłopak skierował różdżkę w stronę Pottera.
- Expelliarmus! - Krzyknął i zanim się obejrzał auror został rozbrojony. W tej chwili każdy miał już różdżkę w ręku. Przez główne drzwi wejściowe wbiegło kilku ubranych na czarno mężczyzn. Pomimo różnicy w liczebności obydwóch stron, walka była wyrównana. Malfoy zdziwił się, że ta cała "banda idiotów" jest na dosyć wysokim poziomie. Ze względu na małą ilość miejsca, jak na porachunki czarodziejskie, walczyli w grupach, próbując wyeliminować poszczególnych członków tej stojącej na przeciwko. Parę osoób było rannych. Draco rozglądał się co jakiś czas, żeby spojrzeć czy nie trzeba komuś pomóc. Dostał takie zadanie.
 - Malfoy... Ty zdrajco! Znowu? Historia lubi się powtarzać? - Na przód wyszedł Ron. Był cały czerwony na twarzy. Zanim Potter zdążył cokolwiek powiedzieć przyjacielowi, Draco leżał pod ścianą z rozbitą głową. Harry podszedł do leżącego, nachylił się nad nim, zabierając mu swoją różdżkę. Nikt nie zauważył: zapewnił go po cichu, że dobrze wykonał swoją robotę.
                   Nie pamiętałem nic; jak długo to wszystko trwało, pamiętam tylko Pottera, który wyciągając swoją różdżkę, powiedział, że wykonałem dobrze swoją robotę. Chciałem w tym uczestniczyć... Głupi Weasley! W każdym razie, jedno jest pewne: Hermiona nic mu nie powiedziała! Dotrzymała obietnicy. Cieszyłem się z tego jak głupi. Tylko czemu?
- Proszę pana... Proszę się nie kręcić... Muszę pana zbadać.- Powiedziała jakaś ruda kobieta, w stroju pielęgniarki.
- Jest... w porządku. - Mruknąłem, marszcząc brwi.
- Tak, na pewno... Proszę usiąść. - Czułem, jak mocno bije mi serce, jak mocno pulsuje krew. Nie minęła chwila, kiedy wszystko się uspokoiło.

Nowa notka niestety nieprędko. Muszę dokończyć piosenki (jestem muzykiem) i programy artystyczne. :( Wesolych świat kochani! :)

środa, 4 grudnia 2013

02 Wybiła godzina zero


przepraszam Was za to, że akcja dzieje się tak szybko
jestem tego świadoma, jest to zrobione poniekąd specjalnie. ;)
Miłego czytania. Nie obrażę się, jak skomentujecie, ocenicie, co jest źle a co się podoba.
:)

Każdy po­winien mieć ko­goś, z kim mógłby szczerze pomówić, 
bo choćby człowiek był nie wiado­mo jak dziel­ny, 
cza­sami czu­je się bar­dzo samotny. 


- Hermiona...? - Powiedział Ron, bardziej stanowczo niż zwykle.
- Przepraszam... Zamyśliłam się. - Mruknęła, przecierając twarz dłońmi.
- Ty mnie w ogóle nie słuchasz!
- Nie prawda, słucham, jasne, że tak... - Odpowiedziała niezgodnie z prawdą. Nie umiała powtórzyć sobie w myślach o czym przed chwilą mówił jej chłopak. Cały czas miała w głowie sytuację sprzed ponad tygodnia.
- Na brodę Merlina... - Mruknął Ron, siadając obok dziewczyny. - Kochanie... Nie możesz się tak rozkojarzać...
- Nie wiem co się dzieje. - Obejrzała się po swoim salonie, żeby poszukać jakiegoś pretekstu do wstania. Nic. Wszystko stało na swoim miejscu, czerwone zasłonki były w jak najlepszym porządku, ze skórzanego fotela nie trzeba było nic strzepnąć a i książki stały tak jak zawsze - równiutko poukładane.
- Kocham cię... Wiesz? - Szepnął jej do ucha. Wiedziała, że to jedno wyrażenie powtarzane przez cały czas nie czyni jeszcze człowieka zakochanym. Od paru tygodni była zdania, iż coś się w ich związku popsuło. Oczywiście, nie jest to jeszcze powód do zerwania... Zepsute rzeczy się naprawia, związki... chyba też.
- Ta... - Mruknęła. - Wiem.
- Wiesz już co ubierasz na bal? - Ron próbował łapać się byle jakiego tematu, żeby tylko podtrzymać rozmowę. Z jednej strony rozczulało to Hermionę, pokazywał w tym momencie jak bardzo mu na niej zależy.
- Nie... do końca.
- Jak to? Przecież to już jutro!
- Ale wieczorem... Rano przychodzi do mnie Ginny, spokojnie, coś się znajdzie. - Uśmiechnęła się lekko. Ron odetchnął. Cała ich rozmowa wyglądała dosyć sztucznie. - Słuchaj...
- No?
- Wiesz może... Co dzieje się z Malfoyem?
- Kim? - Chłopak zmarszczył brwi. Naturalnie, że dosłyszał nazwisko swojego "kolegi". Nie rozumiał po prostu, czemu dziewczyna pyta właśnie o niego.
- No... Draco, Draco Malfoy... Jeny! Nie można się już o nic spytać? - Szturchnęła go lekko, żeby rozluźnić atmosferę.
- Nie no... Można. Z tego co słyszałem, to pracuje w szpitalu, jako uzdrowiciel... Podobno ma strasznie dużo kasy, wielki dom i takie tam... Jego ojciec jest w Azkabanie... Ale to na pewno wiesz...
- Wiem, wiem... A nie pracuje w Ministerstwie?
- Nie... Bo niby jak? Widziałem go tam parę razy... Ale pewnie załatwiał jakieś sprawy dla szpitala.
- Też tak właśnie myślę.
- Zaraz... A czemu w ogóle pytasz? Zakochałaś się, czy jak? - Zapytał żartem.
- Tak, pewnie! W Malfoyu? Ron! - Roześmiała się.
- Uwielbiam twój uśmiech. - Spojrzał się na nią i pocałował.
- Kochanie... Wiesz która jest już godzina? - Zapytała patrząc się na zegar wiszący na ścianie. Dzisiaj cały dzień mówił, że nie będzie u niej długo siedział, bo musi iść szybko spać. Rano do pracy...
- Matko! Już późno... - Wstał nagle. - Na brodę Merlina, matko! - Hermiona pokręciła głową. Od zawsze bawiło ją roztargnienie Rona.
- Trafisz sam do drzwi?
- Tak! Cześć, do jutra! - Nie minęła chwila, a rozpłynął się w powietrzu.
           Hermiona westchnęła. Ruszyła do łazienki, żeby się wykąpać, potem jak najszybciej położyć spać. Uspokojona myślą jutrzejszego spotkania z Ginny szybko zasnęła.

N a z a j u t r z,  o k o ł o  p o ł u d n i a.

      Malfoy wybrał się na Pokątną, żeby wypić jakąś kawę, albo zjeść ciastko wśród ludzi. Cisza i pustka w jego dużym domu zaczęła go dobijać. Z każdym nowym dniem uświadamiał sobie, że nudzi go samotność. Tak naprawdę, miło byłoby mieć wsparcie kogoś bliskiego. 
- Dzień dobry. - Powiedział do ładniej, młodej kelnerki, stojącej za ladą.
- Co podać? - Uśmiechnęła się. 
- A co pani poleca? - Przeczesał nonszalancko ręką swoje blond włosy.
- Herbatę miodową... - Widać było, że chłopak wpadł jej w oko. 
- Poproszę. 
- Na miejscu? - Draco oparł się o blat. W wielkim oknie spostrzegł Hermionę i Ginny. Nagle wyprostował się.
- Nie... Zapakuje pani... w ten taki...
- Kubeczek? - Ekspedientka przytaknęła głową, na znak, że zrozumiała. Malfoy położył pieniądze, wziął kubek z herbatą.
- Reszty nie trzeba! - Krzyknął, wychodząc z kawiarni.
               Rozejrzał się po Pokątnej. Chwilę mu to zajęło, ale po pewnym czasie zauważył dwie dziewczyny wchodzące do biblioteki, którą niedawno otworzono. 
- No pewnie... Gdzie indziej mogłaby iść Granger, jak nie do biblioteki... - Roześmiał się w duchu. Widocznie wciąż była tą samą  Hermioną, ciągle z nosem w książce. Wszedł za nią do pomieszczenia. Zauważył Ginny, stała sama przy jednym z regałów. Dobrze, że nie jest z przyjaciółką. Miał nadzieję, że dziewczyna nie powiedziała nikomu o zdarzeniu, jakie miało miejsce niedawno. Wiadomo, że kiedy powie coś w tajemnicy, następna osoba przekaże dalej i wtedy on straci pracę! Jest! Była przy chyba najgrubszych książkach na świecie. Stanął za nią. Żadnej reakcji. Zero. Beton, kaplica. Miała w ręku bardzo ładnie obłożony egzemplarz. Nie widać było tytułu, tak jakby autor okładki miał na celu jego ukrycie. Odchrząknął. Znowu nie usłyszała. Mogły być tylko tego dwa powody; albo była aż tak bardzo pogrążona w lekturze, albo... po prostu nie chciała słyszeć. 

poniedziałek, 2 grudnia 2013

01 szlama w opresji


Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zaw­sze pow­ra­ca, żeby zmienić Ciebie. Zarówno twoją te­raźniej­szość jak i przyszłość. 


- Harry! - Krzyknęła widząc, że przyjaciel nie chce już jej słuchać. - Pójdę za nim, on na pewno coś knuje!
- Hermiona... - Westchnął, odwracając się do okna.
- Czemu nie chcesz mnie słuchać? Na pewno jest coś nie tak! - Pokręcił tylko głową.
- Dobrze... - Mruknęła. - Dam sobie spokój... Tylko jak coś się stanie, pamiętaj, że mówiłam, że coś jest nie tak.

K i l k a  g o d z i n  p ó ź n i e j
    Stali w ciemnym pomieszczeniu. Było to poddasze dosyć dużego domu. Jedyne światło, które oświetlało ciemne, zakurzone ściany, wpadało przez małe okienko. Wszędzie gdzie się dało, stali mężczyźni, każdy ubrany na czarno. Draco przyglądał się twarzom tych ludzi. Niestety żadnego z nich nie rozpoznawał... Ciemność sprawiała, że wszystkie szczegóły, rysy twarzy zwyczajnie się rozmazywały.
- Panowie... - Rzekł jeden z nich, chyba przywódca. - Od paru miesięcy rozmawiamy na temat zamachu... Ale kiedy przejdziemy ze spekulacji do czynów? Wszystko jest dokładnie zaplanowane... Jak myślicie, kiedy najlepiej było by zaat... - Przerwał, bo ktoś dosyć głośno trzasnął drzwiami.
- Spóźniłem się... bo...
- Owen, stań przy wszystkich, nie rób afery. Więc... Kiedy najlepiej było by zaatakować?
- Myślę... - Zaczął Malfoy pewnym tonem. Dobrze wiedział co ma mówić. - Za dokładnie tydzień w Ministerstwie jest organizowany bal charytatywny. Wszyscy będą skupieni w jednym miejscu, no... może oprócz paru czarodziejów odpowiedzialnych za ochronę. Owen może powiedzieć coś więcej, w końcu tam pracuje. - Wyrzucił nazwisko kolegi, jakby wypluwał pestkę od czereśni. Czuć było, że żywi do niego pogardę.
- Owen...? - "Szef" znudzonym tonem udzielił głosu mężczyźnie.
- No... tak... Dracon ma rację... Ten bal jest organizowany co roku, są na nim największe szychy... Dużo ludzi...
- Ale... Skoro będzie tam dużo ludzi... to jak mamy zaatakować? Przecież będą się bronić! Myślicie, że wygramy z Potterem i tą jego dwójką przyjaciół? To niewykonalne!  - Ktoś zabrał zdanie w dyskusji.
- Może i tak... - Odpowiedział jakiś gruby z kolei głos. - Ale jeśli walka będzie zacięta, odniesiemy większy sukces, jak wygramy... Przecież to żadna filozofia walczyć z paroma ochroniarzami, kiedy nikogo oprócz nich nie ma w Ministerstwie...
- Racja! - Podniosły się głosy. W głowach każdego z czarodziejów ukazał się obraz zwycięstwa. Malfoy rozejrzał się niespokojnie. Zdawało mu się, że pośród męskich głosów usłyszał jakiś szept. Odwrócił się w stronę kąta przy drzwiach.
- Expelliarmus! - Krzyknął. Wzrok każdego z mężczyzn zwrócił się ku postaci, tak bardzo różniącej się od wszystkich zebranych. - Byle frajer może tu wejść? - Malfoy zwrócił się do przywódcy tonem pełnym pogardy. - Naprawdę, spadacie na psy.
- Owen! Na brodę Merlina! Jak mogłeś przeoczyć, że ktoś za tobą idzie? Lumos! - Różdżka "samca alfa" zaświeciła, a zaraz po nim te należące do innych czarodziejów w tej sali, biorących z niego przykład. Każdy chciał zobaczyć kto miał przyjemność przysłuchiwania się ich niecnym planom przez ostatnie parę minut. Pomieszczenie rozbłysło. Oświetlone zostały twarze wszystkich obecnych. Teraz Draco mógł przyjrzeć się wszystkim dokładnie. Zatrzymał się na jednej z nich, na tej, przez którą powstało to całe zamieszanie. Granger... Znowu ona? Przecież jak powie o parę słów za dużo, będzie udupiony na całe życie!
- Malfoy! Masz jej różdżkę?
- Mam.
- Zaprowadź ją do pokoju, pokaż co się robi z nieproszonymi gości. - Ten potężny głos w ogóle nie pasował do ciała przywódcy. Był wysokim, szczupłym mężczyzną z wąskimi wargami i jasnoniebieskimi oczami. Wydawały się być nieobecne do tego stopnia, że wyglądały jak przezroczyste.
- Tak jest. - Draco uśmiechnął się pogardliwie, lecz kiedy przelotnie spojrzał na Hermionę, zauważyła, że jest zmieszany. Wiedziała, że ludzie się nie zmieniają, ale była pewna, że Malfoy... on zszedł na dobrą drogę. Widocznie się myliła. Zdarza się. Nie czuła zdenerwowania przed tym, co się za chwilę stanie. Czuła złość. Była zła na siebie, na Harrego i Rona, którzy nie wierzyli w jej słowa.
- Będziesz się tak z nią pieprzył? Drętwota! - Jeden z mężczyzn skierował różdżkę w stronę dziewczyny, ta upadła na ziemie.
- Walker! TO JA TUTAJ WYDAJE WYROKI. Nie waż się więcej tego robić! Malfoy, zabierz ją stąd. - Chłopak schował różdżkę Hermiony do kieszeni, machnął swoją, dziewczyna uniosła się w powietrzu. W ten sposób przetransportował ją do jednego z pokoi w tym domu. Zaraz kiedy wylądowała na podłodze przebudziła się. Nie trwało to długo, kiedy doszła do siebie...
- Ty... Idioto! Słyszałam, że znalazłeś pracę w szpitalu, skończyłeś potrzebne szkolenia... Po co ci więc zdrada Ministerstwa?! Jednak... Co w rodzinie, to nie zginie, prawda? Jak może...
- Zamknij się! - Wrzasnął na tyle głośno, że przeraziła się i rzeczywiście umilkła. - Mogłaś mi zepsuć całą akcje!
- Jaką akcje? Zamachu na Ministerstwo? Oddaj mi moją różdżkę! - Wstała, wyciągając rękę w stronę chłopaka.
- Naprawdę myślisz, że gdybym był jednym z nich, jednym z tej bandy debili, to wysłuchiwałbym jeszcze twoich prób umoralnienia mnie?
- Weź, nie pieprz głupot. - Machnęła ręką. Gdyby wzrok mógł zabijać, na pewno byłby to moment jego śmierci. Zauważył w jej oczach, teraz już trochę starszych, tę samą nutę nienawiści co kiedyś. -  "Gdybym był jednym z nich...' A nie jesteś? Chcesz mi mydlić oczy jakimiś tanimi gadkami? Zachowaj to sobie na przesłuchanie! Będziesz się smażył w Azkabanie!
- Crucio!

prolog

Witam Was bardzo serdecznie po długiej przerwie. 
Nie ukrywam, że zawaliłam sprawę na całej linii. 
Wracam jednak z nowym opowiadaniem, 
zapraszam do komentowania, czytania, udostępniania... :)
Prolog jest częścią jednego z późniejszych rozdziałów.


Tragedie zdarzają się wszędzie.
 Możemy doszu­kiwać się przyczyn, wi­nić in­nych, wyob­rażać so­bie jak od­mien­ne byłoby bez nich nasze życie.
 Ale wszys­tko to nie ma znacze­nia, zdarzyły się i ko­niec. Mu­simy za­pom­nieć o strachu, ja­ki wy­wołały, i roz­począć odbudowę.


          Biegł przez las. Za każdym razem kiedy stawiał nogę na nierównym gruncie potykał się o jakieś gałęzie. To właśnie wtedy doszedł do wniosku, że ma strasznie słabą kondycje. Musiał przystanąć. Wziął kilka wdechów, chcąc zapomnieć o zdarzeniach, które miały miejsce jakieś parę godzin temu. Wciąż widział... Ją, jej wbrew pozorom spokojną twarz. Ujrzał jakieś zielone światło, znów ruszył przed siebie. Jeszcze nigdy coś co kocha nie sprawiło mu takiego bólu. Nie licząc oczywiście ojca, którego miał za autorytet przez całe dzieciństwo. Czasami już tak jest, dopiero kiedy dojrzewamy zaczynamy zdawać sobie sprawę, że coś w co wierzyliśmy przez ładnych parę lat okazuje się być... niczym. Zwykłym kłamstwem, iluzją. Ktoś ponownie wystrzelił smugą zielonego światła. Tamten czarodziej był chyba  tak samo zdesperowany jak on, bo miotał już zaklęciami na oślep. Przyśpieszył. Uciekał... Przed "ktosiem", przed strachem, przed samym sobą. Tracił siły. Poczuł, że musi się zatrzymać. Nie wiedział ile siedział pod tym pieprzonym drzewem. Nie wiedział, kiedy zgasła w nim wola walki, nie wiedział czemu nie ruszył się z miejsca, kiedy zobaczył tę twarz między drzewami. Było ciemno. Ten dupek miał w ręku jego różdżkę. "Głupio będzie jak zginę z własnej..." - To ostatnie o czym zdołał pomyśleć. Potem był już tylko ból, żal, nienawiść i nadzieja, że to całe zło wkrótce się skończy.
© Shalis dla Wioska Szablonów
© EmmaWatsonDaily, DailyFelton.