środa, 4 grudnia 2013

02 Wybiła godzina zero


przepraszam Was za to, że akcja dzieje się tak szybko
jestem tego świadoma, jest to zrobione poniekąd specjalnie. ;)
Miłego czytania. Nie obrażę się, jak skomentujecie, ocenicie, co jest źle a co się podoba.
:)

Każdy po­winien mieć ko­goś, z kim mógłby szczerze pomówić, 
bo choćby człowiek był nie wiado­mo jak dziel­ny, 
cza­sami czu­je się bar­dzo samotny. 


- Hermiona...? - Powiedział Ron, bardziej stanowczo niż zwykle.
- Przepraszam... Zamyśliłam się. - Mruknęła, przecierając twarz dłońmi.
- Ty mnie w ogóle nie słuchasz!
- Nie prawda, słucham, jasne, że tak... - Odpowiedziała niezgodnie z prawdą. Nie umiała powtórzyć sobie w myślach o czym przed chwilą mówił jej chłopak. Cały czas miała w głowie sytuację sprzed ponad tygodnia.
- Na brodę Merlina... - Mruknął Ron, siadając obok dziewczyny. - Kochanie... Nie możesz się tak rozkojarzać...
- Nie wiem co się dzieje. - Obejrzała się po swoim salonie, żeby poszukać jakiegoś pretekstu do wstania. Nic. Wszystko stało na swoim miejscu, czerwone zasłonki były w jak najlepszym porządku, ze skórzanego fotela nie trzeba było nic strzepnąć a i książki stały tak jak zawsze - równiutko poukładane.
- Kocham cię... Wiesz? - Szepnął jej do ucha. Wiedziała, że to jedno wyrażenie powtarzane przez cały czas nie czyni jeszcze człowieka zakochanym. Od paru tygodni była zdania, iż coś się w ich związku popsuło. Oczywiście, nie jest to jeszcze powód do zerwania... Zepsute rzeczy się naprawia, związki... chyba też.
- Ta... - Mruknęła. - Wiem.
- Wiesz już co ubierasz na bal? - Ron próbował łapać się byle jakiego tematu, żeby tylko podtrzymać rozmowę. Z jednej strony rozczulało to Hermionę, pokazywał w tym momencie jak bardzo mu na niej zależy.
- Nie... do końca.
- Jak to? Przecież to już jutro!
- Ale wieczorem... Rano przychodzi do mnie Ginny, spokojnie, coś się znajdzie. - Uśmiechnęła się lekko. Ron odetchnął. Cała ich rozmowa wyglądała dosyć sztucznie. - Słuchaj...
- No?
- Wiesz może... Co dzieje się z Malfoyem?
- Kim? - Chłopak zmarszczył brwi. Naturalnie, że dosłyszał nazwisko swojego "kolegi". Nie rozumiał po prostu, czemu dziewczyna pyta właśnie o niego.
- No... Draco, Draco Malfoy... Jeny! Nie można się już o nic spytać? - Szturchnęła go lekko, żeby rozluźnić atmosferę.
- Nie no... Można. Z tego co słyszałem, to pracuje w szpitalu, jako uzdrowiciel... Podobno ma strasznie dużo kasy, wielki dom i takie tam... Jego ojciec jest w Azkabanie... Ale to na pewno wiesz...
- Wiem, wiem... A nie pracuje w Ministerstwie?
- Nie... Bo niby jak? Widziałem go tam parę razy... Ale pewnie załatwiał jakieś sprawy dla szpitala.
- Też tak właśnie myślę.
- Zaraz... A czemu w ogóle pytasz? Zakochałaś się, czy jak? - Zapytał żartem.
- Tak, pewnie! W Malfoyu? Ron! - Roześmiała się.
- Uwielbiam twój uśmiech. - Spojrzał się na nią i pocałował.
- Kochanie... Wiesz która jest już godzina? - Zapytała patrząc się na zegar wiszący na ścianie. Dzisiaj cały dzień mówił, że nie będzie u niej długo siedział, bo musi iść szybko spać. Rano do pracy...
- Matko! Już późno... - Wstał nagle. - Na brodę Merlina, matko! - Hermiona pokręciła głową. Od zawsze bawiło ją roztargnienie Rona.
- Trafisz sam do drzwi?
- Tak! Cześć, do jutra! - Nie minęła chwila, a rozpłynął się w powietrzu.
           Hermiona westchnęła. Ruszyła do łazienki, żeby się wykąpać, potem jak najszybciej położyć spać. Uspokojona myślą jutrzejszego spotkania z Ginny szybko zasnęła.

N a z a j u t r z,  o k o ł o  p o ł u d n i a.

      Malfoy wybrał się na Pokątną, żeby wypić jakąś kawę, albo zjeść ciastko wśród ludzi. Cisza i pustka w jego dużym domu zaczęła go dobijać. Z każdym nowym dniem uświadamiał sobie, że nudzi go samotność. Tak naprawdę, miło byłoby mieć wsparcie kogoś bliskiego. 
- Dzień dobry. - Powiedział do ładniej, młodej kelnerki, stojącej za ladą.
- Co podać? - Uśmiechnęła się. 
- A co pani poleca? - Przeczesał nonszalancko ręką swoje blond włosy.
- Herbatę miodową... - Widać było, że chłopak wpadł jej w oko. 
- Poproszę. 
- Na miejscu? - Draco oparł się o blat. W wielkim oknie spostrzegł Hermionę i Ginny. Nagle wyprostował się.
- Nie... Zapakuje pani... w ten taki...
- Kubeczek? - Ekspedientka przytaknęła głową, na znak, że zrozumiała. Malfoy położył pieniądze, wziął kubek z herbatą.
- Reszty nie trzeba! - Krzyknął, wychodząc z kawiarni.
               Rozejrzał się po Pokątnej. Chwilę mu to zajęło, ale po pewnym czasie zauważył dwie dziewczyny wchodzące do biblioteki, którą niedawno otworzono. 
- No pewnie... Gdzie indziej mogłaby iść Granger, jak nie do biblioteki... - Roześmiał się w duchu. Widocznie wciąż była tą samą  Hermioną, ciągle z nosem w książce. Wszedł za nią do pomieszczenia. Zauważył Ginny, stała sama przy jednym z regałów. Dobrze, że nie jest z przyjaciółką. Miał nadzieję, że dziewczyna nie powiedziała nikomu o zdarzeniu, jakie miało miejsce niedawno. Wiadomo, że kiedy powie coś w tajemnicy, następna osoba przekaże dalej i wtedy on straci pracę! Jest! Była przy chyba najgrubszych książkach na świecie. Stanął za nią. Żadnej reakcji. Zero. Beton, kaplica. Miała w ręku bardzo ładnie obłożony egzemplarz. Nie widać było tytułu, tak jakby autor okładki miał na celu jego ukrycie. Odchrząknął. Znowu nie usłyszała. Mogły być tylko tego dwa powody; albo była aż tak bardzo pogrążona w lekturze, albo... po prostu nie chciała słyszeć. 

- Granger! - Syknął jej do ucha. Odwróciła się do niego, na początku lekko przerażona, kiedy ochłonęła spojrzała się na niego tym samym wzrokiem co zawsze... Pełnym pogardy. "Niech sobie patrzy jak chce." - Pomyślał. W końcu, jego podejście do niej również niezbyt się zmieniło. 
- Malfoy! Czego ty ode mnie chcesz? - Zmarszczyła brwi. 
- Przyszedłem, żeby o coś spytać... Tak... Kontrolnie. - Zlustrował ją od stóp do głów. Nie wyglądała jakoś szałowo. Zwykłe jeansy, zwykły sweterek... Włosy upięte w kuca. Bez szaleństwa. 
- Nie! Nie powiedziałam nikomu... Na prawdę... - Dodała, kiedy spojrzał się na nią znacząco. Był pewny, że mówi prawdę. Zresztą... Jaki cel miała by w kłamaniu? Nie lubi go... Taka jest prawda.
- Hermiona... Ja już wybrałam... - Ginny szła do przyjaciółki, lecz dopiero kiedy była w połowie zdanie zauważyła, że mężczyzna stojący koło niej to nikt inny jak Draco Malfoy. - Ee... - Wyraźnie nie wiedziała co ma powiedzieć.
- My już właściwie... Skończyliśmy rozmowę. - Powiedział stanowczo.
- Tak... Właściwie to... tak. - Hermiona czuła się jak uczniak, którego ktoś przyłapał na złym uczynku.
- O czym tak rozmawialiście? - Kontynuowała Weasley. - Wyglądasz tak, jakbym przyłapała cię na umawianiu się z nim na randkę.
- Ze mną? - W głosie Dracona czuć było pogardę. Znowu zlustrował dziewczynę. - Spokojnie... raczej... jej to nie grozi. - Cześć, dziewczyny! Trzymajcie się! Do wieczora... Hermiona. - Machnął ręką, po czym w mgnieniu oka zniknął ze sklepu. Granger spojrzała się po sobie.
- Aż tak źle wyglądam?
- Nie... Wyglądasz ślicznie... Jak zawsze. On po prostu ma się za kogoś lepszego. Pod tym względem się chyba nie zmienił.
- Ta... Mruknęła. Dopiero teraz doszło do niej, że za kilka godzin dojdzie do ataku na Ministerstwo. Jak zareagują wszyscy? Jeśli ktoś zginie? Co się wtedy stanie?
- Ale... Wyprzystojniał trochę, no nie? - Zapytała Ginny, nieświadoma tego, jakie myśli przelatują przez głowę jej przyjaciółki.
- Tak, tak...
- Czy ty mnie słuchasz?
- Jasne! Tylko... boli mnie coś głowa. - Uśmiechnęła się.
- Chodźmy do ciebie, przymierzmy sukienki. Nie zostało wiele czasu.
                           Dużo ludzi... - Pomyślał Draco, wchodząc na salę balową. Rozglądał się za jakimiś dziećmi, które zgodnie z zaleceniami Ministra miał wyprowadzić z pomieszczenia. Z tego co widział, jasno wynikało, że rodzice raczej pozostawiali bachory w domu. I dobrze, bo jak by to wyglądało, gdyby on wyprowadzał bandę dzieciaków na zewnątrz? Zostało jeszcze 10 minut... Ciekawe ile osób się zjawi... Ciekawe, czy się nie wycofają. Co za głupcy, myślą, że wygrają z wyszkolonymi czarodziejami, aurorami i wszystkimi innymi, którzy są obecni na sali? Tak... Draco miał ich za kompletnych idiotów. Kto o zdrowych zmysłach, decyduje się na zamach Ministerstwa, mając do dyspozycji tylko garstkę ludzi? Tik, tak... Przez wielkie drzwi wszedł Owen. Pierdoła. Był cały czerwony na twarzy, widać było po nim zdenerwowanie. Malfoy przyglądał mu się uważnie. Czarodziej podszedł do stołu z jedzeniem, stały pod każdą ścianą. Ludzie tańczyli, dobrze się bawiąc i nie zwracając uwagi na zdezorientowanego Owena. Nagle, coś innego przykuło jego uwagę. Dziewczyna w czerwonej sukience... Miała chyba podobną ubraną  już kiedyś... Hermiona. Jak na siebie, wyglądała całkiem okej... Rozejrzała się niespokojnie, a kiedy napotkała spojrzenie Dracona, szybko spuściła wzrok.
- Wybiła godzina zero. - Krzyknął Owen, wyciągając różdżkę w górę. Cała sala spojrzała się na niego. Każdy po kolei wpadł w śmiech. Malfoyowi nawet zrobiło się go żal. Facet chciał zabłysnąć, co poradzić...  Poważną minę miał tylko Minister, Potter i Granger. Oni wiedzieli co zaraz nastąpi. 

5 komentarzy:

  1. To jest jakaś tragedia. Temat strasznie znany.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi tam się podoba. Cieszę się, że z powrotem zaczęłaś pisać. Notka świetna, bardzo tajemnicza. Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej, jak szybko dodany rozdział :)
    Mocno mnie wciągnął, mimo że nie wnosi nic znaczącego do fabuły :D
    No i jak mogłaś tak skończyć? :o
    Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny rozdział, ten był świetny :)
    Nie przejmuj się tym Anonimem na górze. Dramione to dość częsty parring, więc trudno wymyślić do oryginalnego. Liczy się styl pisania, a u Ciebie jest bardzo dobrze :D
    W poprzednich, Twoich opowiadaniach byłam zakochana, więc myślę, że i w tym się zakocham :)
    droga-do-milosci.blogspot.com/

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny, nie mogę się doczekać kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oooo,super! E tam,może się rozgrywać szybciej,chociaż będzie ciekawie :D

    Czekam na następny! <3

    Pozdrawiam,Zuza.

    OdpowiedzUsuń

© Shalis dla Wioska Szablonów
© EmmaWatsonDaily, DailyFelton.